Skończyłem oglądać netflixowego ”The Spy” i uważam go za świetny serial. Pięknie nakręcony jeśli chodzi o stronę wizualną. Bardzo dobrze napisany. Z duszą. Nie wiem co prawda na ile twórcy trzymali się prawdziwej historii, i ile prawdy pokazanej w serialu jest prawdą obiektywną (która nie istnieje, tak wiem), ale to niknie gdy patrzy się na tę historię. Historie w zasadzie, bo to zarówno dobry film szpiegowski, i jeszcze lepszy film o miłości. Miłości absolutnej. Miłości, o której się marzy. O dwojgu ludzi, którzy nie widzą świata poza sobą, ale jedno z tej pary postanawia ten świat uczynić jeszcze lepszym. Może nie cały świat, ale ten swój wycinek. I to go niszczy. Niszczy jego rodzinę. Ale nie niszczy tej miłości. Sacha Baron Cohen jest świetny w głównej roli izraelskiego szpiega Eli Cohena, i jest też przy okazji największym wrogiem tego serialu. Przyzwyczajenie się do tego, że jednak nie będzie tu śmiechów zajęło mi kilka odcinków. Przez pierwsze za każdym razem gdy ekranowy Eli się uśmiechał to myślałem sobie: „O, teraz coś odjebie zabawnego.” Ale tak się na szczęście nie działo. Baron Cohen zagrał to doskonale, jakby ta rola była pisana z myślą o nim. Zresztą nie tylko on. Większość postaci na ekranie sprawdza się w swoich rolach. Noah Emmerich, który tak świetnie zagrał agenta FBI w ”The Americans” tutaj gra równie dobrze i fajnie było ponownie zobaczyć ten sam tik, który miał w tamtej roli. Ciężko jest też nie wspomnieć o Hadar Ratzon Rotem, która perfekcyjnie wciela się w Nadię Cohen, żonę Eli’ego tworząc idealną połówkę dla Sachy. Drugoplanowe role również nie przynoszą wstydu serialowi dopełniając jego jakość.

Poza dobrym scenariuszem i grą aktorską ciężko jest mi nie wspomnieć o wizualnym aspekcie serialu. Odnajdują się w nim zarówno piękne, artystyczne kadry, jak i te bardziej dosadne, walące bez skrępowania po twarzy. Serial ciekawie też operuje kolorem pokazując Izraelską stronę w bardzo jednolitej, mdłej kolorystyce kontrastującej z żywymi, kolorowymi barwami Syrii. Jest to o tyle ciekawe, że to Syryjczycy są ukazani jako Ci źli.

Pomimo iż ”The Spy” już na początku zdradza nam zakończenie (co w sumie nie przeszkadza, bo historię Eli Cohena można sobie wyszukać i wszystko staje się wiadome) to absolutnie nie psuje to odbioru. W sumie dość szybko zapomniałem o początku i przypomniałem sobie o nim podczas ostatniego odcinka, w którym powracają tamte sceny łącząc wszystko w spójną całość, powielając emocje podczas tych ostatnich minut.
Czy jest to zatem serial idealny? Zapewne nie, chociaż ciężko mi wymienić jakieś konkretne wady. Jedne z jakimi się spotkałem czytając komentarze w sieci o tym jakie głupie błędy popełniał główny bohater jako szpieg. Ale to były słowa osób, które raczej nie wiedziały jak wyglądał ten zawód w latach sześćdziesiątych XX wieku, a swoją wiedzę na ten temat czerpały z filmów takich jak ”Mission Impossible”. Także tak.

Ja gorąco polecam ten serial. Dla roli Baron Cohena, dla pięknych obrazków na ekranie, ale przede wszystkim dla historii, zwłaszcza tej miłosnej.

Link został skopiowany!