Co, oczywiście, nie oznacza, że wybrał złą drogę.
Tak, przeczytałem „Rozdroże kruków” — najnowsze dzieło Andrzeja Sapkowskiego — opowiadające o przygodach cnego rycerza Geranta z Rivii. Czy było źle? Raczej nie. W zasadzie to nie, ale ja przecież oglądałem Wiedźmina Netflixowego, który co prawda wkurwił mnie okropecznie (obiecuję dokończyć ostatnie dwa odcinki trzeciego sezonu i coś napisać, aczkolwiek to pewnie #nikogo), ale jednocześnie zahartował mnie tak, że nic mi już nie jest w stanie zepsuć Geraltowych historii.
– Jesteś wiedźminem – zaczął po dłuższej chwili czarodziej. – Mutantem. Powstałym w wyniku procesu, który jawił się komuś jako ulepszenie, jako poprawienie Natury. Ale Natury nie można poprawiać. Ani jej modyfikować. Jakakolwiek manipulacja tym, co Natura stworzyła, oznacza patologię. Zepsucie i zniszczenie. Znieprawienie.
Niemniej jednak w przypadku najnowszej książki Sapkowskiego źle nie jest. Nie porównam jej co prawda do „Sezonu burz”, ponieważ czytałem go dawno i pamiętam z niego tytuł jedynie (no i obecne wszędzie komentarze, że to chujowe bardzo). Natomiast w stosunku do Sagi — którą uwielbiam — nowa książka Sapka jest… takim bezpiecznym tworem? Nie przeczę, czyta się ją lekko i przyjemnie. Widać, że autor jest w dobrej formie, pióro ma lekkie, żartem sypnąć potrafi i słowem się zabawić jak dawniej. Tylko brakuje tutaj tego polotu, znanego z Sagi. Mam wrażenie, jakby twórca stwierdził, że pewien serwis streamingowy zepsuł mu renomę, więc książkę trzeba napisać bezpiecznie, wziąć sprawdzone receptury i przelać je na papier.
Nawet nie mam tego za złe, ponieważ ogólnie bardzo przyjemnie poznawało mi się Geralta gołowąsa, który dopiero co na szlak wyjechał i swą amatorszczyzną więcej robi sobie kłopotów niźli pożytku, jednocześnie powoli zmierzając moralnie ku tej postaci, którą tak polubiliśmy, czytając pierwotne książki. Co prawda nie poznaliśmy tajników, gdy nasz bohater był jeszcze wiedźmackim pacholęciem, więc albo Sapkowski zostawił to sobie na później, albo nie czuł się godny mierzenia się z klasyką Szczerbica, którą dawno temu wypuściło TVP.
Także tak to wygląda. Jeśli ktoś by się mnie spytał, jakie jest moje zdanie, to powiedziałbym, że „Rozdroże kruków” jest dobre, ale też takie przyziemne. W stosunku do Sagi nie bawi tak mocno i nie wzrusza tak boleśnie. Niemniej jednak dość gładko wpasowuje się w cykl. I wiecie co? Mam nadzieję, że Sapkowski — jeśli utrzyma taką formę — napisze coś jeszcze o młodym wiedźmaku Gerancie. Z chęcią przeczytam.
Tylko nikt mnie nie pyta.
Dubhenn haern am glândeal,
morc’h am fhean aiesin.
Mój błysk przebije ciemności,
moja jasność mroki rozproszy.